» Blog » Dwie sesje na zjAvie
16-02-2011 10:35

Dwie sesje na zjAvie

W działach: konwenty, sesje, Swords & Wizardry, FATE | Odsłony: 3

Dwie sesje na zjAvie
Skoro wszyscy dzielą się wrażeniami z konwentu w Warszawie, to i ja nie będę gorszy. ;)

Tym bardziej, że mimo tego, że na konwencie nie byłem zbyt długo (parę godzin w sobotę i parę godzin w niedzielę), to udało mi się uczestniczyć w dwóch bardzo interesujących sesjach rpg.

W sobotę zagrałem w sesji prowadzonej przez Squida wykorzystującego mechanikę Swords & Wizardry Whitebox. Oprócz mnie graczami byli Planetourist i Vindreal. Wyszło bardzo fajnie, lecz jestem przekonany, że była to przede wszystkim zasługa osób biorących udział w rozgrywce (graczy i MG). Mechanika stanowiła głównie podstawę do autorskich zasad Squida, który wybrał pewne elementy z podręcznika, a inne dołożył od siebie. Takie zresztą chyba jest założenie starej szkoły. Działało to nieźle – zwłaszcza na takiej jednostrzałówce konwentowej. Z kampanią byłby dużo większy problem.

Losowaliśmy atrybuty i dopiero na ich podstawie wybieraliśmy, kim gramy. Fajne. Do tego sami gracze dołożyli indywidualne rysy, które nie miały odzwierciedlenia mechanicznego. Np. ja nieco szerzej opisałem moją boginię (grałem kapłanem), a Planetourist określił swoją postać bardem i tak ją odgrywał (mimo że mechanicznie był to wojownik).

Każdy z naszej trójki bohaterów miał jednego-dwoje przybocznych, którzy w praktyce momentami byli prowadzeni jak druga postać gracza. Dzięki temu mieliśmy większą różnorodność w drużynie, łatwiej się też było rozdzielać – np. gdy bohater Planetourista udał się na przeszpiegi do wioski, towarzyszyła mu moja przyboczna akolitka, którą w tej scenie odgrywałem zamiast mojego głównego bohatera. Był to też sposób na większą przeżywalność postaci.

Walki były bowiem naprawdę trudne. Choć chyba ostatecznie nikt z nas nie zginął (dostaliśmy od MG maksimum punktów życia na początek), to w razie czego zawsze można było awansować przybocznego na główną postać. Jakoś tak wyszło, że z moim kapłanem stawałem głównie do walki wręcz (byłem tankiem ;) gdy reszta bohaterów atakowała wrogów bronią dystansową. Naprawdę odczuwałem silne emocje – lada chwila mogłem zginąć, ale też pokonać groźnego przeciwnika. Dobrze, że miałem szczęśliwe rzuty kostką!

Styl prowadzenia Squida bardzo mi odpowiadał. Mieliśmy jasno określoną misję (zabić złego rycerza), ale przy tym pełną swobodę jej realizacji – i to rzeczywistą a nie tylko pozorną. Mam wrażenie, że rozwiązanie, na które się zdecydowaliśmy (zasadzka na polowaniu), wcale nie było tym, które Squid pierwotnie planował, a jednak pozwolił, żebyśmy mieli szansę je zrealizować. Poza tym mapa rozpisana na heksach była bardzo gęsta – na każdym polu było coś ciekawego, potencjalne wyzwanie ale i okazja. Od nas zależało, co z tym zrobimy.

Gracze byli sympatyczni, dobrze się nam współpracowało i każdy miał swoje przysłowiowe 5 minut. Chyba nikt (mam nadzieję, że ja też nie) nie forsował na siłę swoich pomysłów i nie próbował zagarnąć całej akcji dla siebie. Odgrywaliśmy swoje postacie w takim zakresie jak nam pasowało, bez niepotrzebnych dłużyzn i naciąganego psychologizowania. Byliśmy skupieni na akcji i sesja miała dobre tempo.

* * *

W niedzielę z kolei ja sam zgłosiłem chęć poprowadzenia sesji. FATE, średniowieczne fantasy, tytuł: „Na wrzosowiskach”. Wywiesiłem ogłoszenie na przygotowanym przez organizatorów formularzu, na którym później zapisało się dwoje graczy. Trochę mało, ale zdarzało mi się już prowadzić w takim gronie i często były to bardzo dobre sesje, więc nie przejąłem się zbytnio. Jak się potem okazało, były to dwie graczki, Inka i Budzik (pozdrawiam serdecznie, jeśli przypadkiem przeczytają te słowa!) Jeszcze większe moje zaskoczenie było później, gdy wyszło, że to matka i córka! Hm, przyznam, że pierwszy raz grałem w takim układzie. Pań nie pytałem się oczywiście o wiek, ale tak na oko matka była mniej więcej w moim wieku, czyli jakieś trzydzieści parę lat, a córka ok. 12-14 lat. Była chyba najmłodszą osobą, dla której dotąd prowadziłem (pamiętam, że kiedyś prowadziłem sesję dla gowera i jego młodszego brata, który miał wtedy jakieś 15 lat). Obie nie miały zbytnio doświadczenia w rpg (Inka grała tylko w Warhammera na jakichś wakacjach), ale były oczytane w fantastyce i dobrze czuły odpowiednie klimaty.

Sesja wyszła chyba całkiem nieźle. Nie za długa (ok. 2,5 godziny), niezbyt skupiona na mechanice (FATE nie jest wszak zbyt skomplikowany), przy tym chyba dość angażująca. Ciekawie wychodziły interakcje między bohaterkami, a jeszcze bardziej sceny, w których musiały coś zrobić samemu. Zasadniczo nie uznaję odchodzenia na bok z graczem, więc tutaj pojawiał się dreszczyk napięcia jak sobie poradzi ta druga osoba, jakie podejmie decyzje. Trochę aktywnego grania i trochę kibicowania. Jedno i drugie emocjonujące.

Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, jak fajną rozrywką mogą być erpegi i że będą grywać częściej.

Komentarze


Squid
   
Ocena:
+1
Też dzięki za grę - Tobie, Plane'owi i Vidrealowi. Świetnie mi się wam prowadziło.

A grafika w sam raz pod sesję!
16-02-2011 14:19
Ifryt
   
Ocena:
0
Też dziękuję za grę. :)

A grafika w sam raz pod obie sesje. :D
Na Twojej były duchy, a na mojej menhiry. ;)
Ale faktycznie tak się złożyło, że obie przygody miały dość podobny klimat, który ten obrazek Jona Hodgsona świetnie oddaje.
16-02-2011 15:41
Vindreal
   
Ocena:
0
Panowie, mam nadzieję, że na następnej zjAvie znów będzie okazja do wspólnej gry :)
16-02-2011 20:44

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.