06-01-2010 16:22
James Wallis „Piętno Potępienia”
W działach: WFRP3, książki | Odsłony: 27
Skończyłem wczoraj czytać tę książkę, moją pierwszą w Nowym Roku 2010. Nie jestem wielkim fanem twórczości okołoerpegowej, ale od czasu do czasu zdarza mi się, jak widać, coś przeczytać. Mówiąc krótko, powieść należy do tych lepszych osadzonych w świecie Warhammera, co jednak i tak plasuje ją w średniej ogólnofantastycznej. Nie żałuję, że ją przeczytałem (zwłaszcza że wracam w tym roku do WFRP w związku z trzecią edycją), ale szukającym dobrego dark fantasy raczej poleciłbym Abercrombie, którego czytam równolegle.
James Wallis jako wydawca WFRP z czasów Hogshead setting zna bardzo dobrze i cieszyły mnie drobne szczególiki wplecione w treść książki. Główny zarys fabuły jest dość typowy dla powieści ze świata Warhammera, ale stara się przedstawić wszystko w bardziej zagadkowej formie i szykuje parę niespodzianek. Z tego też powodu, żeby nie psuć zaskoczenia, nie będę tu się rozpisywał o fabule. Ot tyle, że akcja rozgrywa się niedługo przed Burzą Chaosu (nie jest powiedziane to wprost, a jedynie zasugerowane), na pogórzu Gór Szarych, w Altdorfie i okolicach, potem w Marienbergu, aż wreszcie dociera do Ostlandu. Bohaterem jest żołnierz, oficer pikinierów reiklandzkich, który odkrywa spisek kultystów i niezbyt dobrze na tym wychodzi. Jak to w ponurym świecie niebezpiecznych przygód.
Największe zarzuty mam wobec pierwszej połowy książki. Wydaje mi się, że akcja tutaj jest zbyt pobieżnie opisana, jakby autor napisał dwa razy dłuższą powieść, którą potem musiał skracać. Druga połowa, od spotkania z mutantami, jest dużo lepsza. Bohater staje się jakby żywszy, bardziej zdecydowany (co zresztą w jakiś sposób odpowiada wydarzeniom, więc może było zamierzone). Koniec pozostaje lekko otwarty, co nie dziwi, gdy wiadomo o dwóch kolejnych tomach wydanych na Zachodzie. Dla mnie jednak był satysfakcjonujący, co cieszy mnie o tyle, że raczej nie będę kontynuował lektury cyklu.
James Wallis jako wydawca WFRP z czasów Hogshead setting zna bardzo dobrze i cieszyły mnie drobne szczególiki wplecione w treść książki. Główny zarys fabuły jest dość typowy dla powieści ze świata Warhammera, ale stara się przedstawić wszystko w bardziej zagadkowej formie i szykuje parę niespodzianek. Z tego też powodu, żeby nie psuć zaskoczenia, nie będę tu się rozpisywał o fabule. Ot tyle, że akcja rozgrywa się niedługo przed Burzą Chaosu (nie jest powiedziane to wprost, a jedynie zasugerowane), na pogórzu Gór Szarych, w Altdorfie i okolicach, potem w Marienbergu, aż wreszcie dociera do Ostlandu. Bohaterem jest żołnierz, oficer pikinierów reiklandzkich, który odkrywa spisek kultystów i niezbyt dobrze na tym wychodzi. Jak to w ponurym świecie niebezpiecznych przygód.
Największe zarzuty mam wobec pierwszej połowy książki. Wydaje mi się, że akcja tutaj jest zbyt pobieżnie opisana, jakby autor napisał dwa razy dłuższą powieść, którą potem musiał skracać. Druga połowa, od spotkania z mutantami, jest dużo lepsza. Bohater staje się jakby żywszy, bardziej zdecydowany (co zresztą w jakiś sposób odpowiada wydarzeniom, więc może było zamierzone). Koniec pozostaje lekko otwarty, co nie dziwi, gdy wiadomo o dwóch kolejnych tomach wydanych na Zachodzie. Dla mnie jednak był satysfakcjonujący, co cieszy mnie o tyle, że raczej nie będę kontynuował lektury cyklu.